‣ Dlaczego widzimy odległe gwiazdy?


Pytanie może się wydać dziwne, ale dla kreacjonisty stanowi spory problem, o czym przekonuje Carl Wieland w niedawnym numerze kwartalnika "Creation". Jeśli bowiem stworzenie miało miejsce 6 tys. lat temu (lub niewiele więcej), jak na to wskazuje Biblia, to jak to jest możliwe, że widzimy gwiazdy, znajdujące się dalej niż 6 tys. lat świetlnych? Przypomnijmy, że rok świetlny to odległość, jaką przebywa promień światła w ciągu jednego roku. Jest to olbrzymia odległość, skoro w jednej sekundzie światło pokonuje 300 tys. kilometrów. Jeśli wszystkie gwiazdy istnieją tylko 6 tys. lat, to - argumentują ateiści - widzieć na nocnym niebie moglibyśmy tylko gwiazdy oddalone od nas nie więcej niż 6 tys. lat świetlnych.




Wszystkie dalsze gwiazdy powinny być niewidoczne, gdyż światło od nich pochodzące jeszcze nie zdążyłoby do nas dotrzeć. A jednak widzimy obiekty niebieskie, np. galaktyki, oddalone od nas nie tysiące lat świetlnych, a nawet setki milionów lat świetlnych! Do najbliższej galaktyki mamy ponad 2 miliony lat świetlnych.

Jest to niezwykle ważny problem dla każdego, kto poważnie traktuje przekaz biblijny. Niektórym chrześcijanom wydaje się, że mogą tego problemu uniknąć, uznając biblijny opis stworzenia za tekst metaforyczny, poetycki, którego nie powinno się rozumieć dosłownie. Ale prowadzi to do jeszcze większych problemów. Księga Rodzaju opisuje stworzenie doskonałego świata, zrujnowanego następnie przez grzech Adama. Chrześcijanie wierzą, że świat ma być w przyszłości odnowiony podczas powtórnego przyjścia Jezusa, "drugiego Adama". Ale jeśli pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju, mówiących o pierwszym Adamie, nie można traktować dosłownie, to dlaczego mamy wierzyć dosłownie w drugiego Adama?

Stworzenie z pozorem wieku
Najbardziej popularnym rozwiązaniem problemu, jaki zaproponowali szanujący Biblię chrześcijanie, była idea stworzenia na początku nie tylko gwiazd, ale także i promieni światła, łączących te gwiazdy z innymi ciałami niebieskimi, w tym z Ziemią. Dlatego - mówili oni - widać było od samego początku nawet bardzo odległe gwiazdy, gdyż dociera do nas stworzone "w biegu" światło. W rezultacie widzimy świat, jakby miał on miliony lat, choć ma zaledwie kilka tysięcy lat. Jest to koncepcja tzw. dojrzałego stworzenia. Zupełnie podobnie musiało być z Adamem. Został stworzony szóstego dnia, ale nie jako niemowlę przecież, ale jako dorosły mężczyzna. Wyglądał wówczas, jakby miał wiele lat, np. 20, choć naprawdę zaistniał zaledwie parę minut wcześniej.

Ten pomysł ze stworzeniem światła "w biegu" ma jednak podstawową wadę. Jeśli Wszechświat liczy sobie kilka tysięcy lat, a widzimy, jakby miał miliardy lat, to znaczy, że światło, niosące informację o tych miliardach lat, informuje nas o czymś, co nigdy nie miało miejsca. Niebo jako obszar zainteresowań astronomów przypominałoby coś w rodzaju ekranu kinowego, na którym Bóg-Stwórca wyświetla całkowicie nieprawdziwe historie. Załamuje się tu analogia z Adamem. Jeśli Adam miał od razu funkcjonować, to musiał być stworzony z pozorem wieku, podobnie stworzone wcześniej rośliny i zwierzęta. W przypadku światła gwiazd ten pozór wieku jest jednak niepotrzebny - nic by się nie stało, gdyby stopniowo do nas docierało światło od coraz dalej położonych obiektów astronomicznych.

Tego samego rodzaju problem i ten sam typ rozwiązania pojawiły się jeszcze w XIX stuleciu. Odkryte wówczas skamieniałości wydawały się znacznie starsze, niż na to pozwalała biblijna skala czasu. Philip Gosse, broniąc biblijnego ujęcia, uznał wtedy, że skamieniałości powstały przy stworzeniu, czyli że zwierzęta, których skamieniałe szczątki odkrywamy, nigdy naprawdę nie istniały. Na pytanie, dlaczego Bóg miałby dopuszczać się fałszerstwa, sugerując istnienie zwierząt, których nigdy nie było, niektórzy odpowiadali, że Bóg w ten sposób testuje naszą wiarę. Rozwiązanie Gossego jest jawnie niepoważne, uznaje bowiem Boga za kogoś w rodzaju oszusta. Podobnie nie do utrzymania jest hipoteza stworzenia gwiazd z pozorem wieku.

Właściwa postawa biblijnego chrześcijanina
Wielu chrześcijan, zetknąwszy się z tego typu problemem, reaguje niewłaściwie: "Panie Boże, nie wierzę w dosłowne rozumienie tego, co napisałeś w Biblii na temat niedawnego stworzenia, ponieważ nie wyobrażam sobie, jak można pogodzić istnienie tak olbrzymiego Wszechświata z jego młodym wiekiem". Ale wyobraźnia czy intuicja jest tu złym doradcą. We współczesnej fizyce uznaje się za realne wiele efektów niezgodnych ze zdroworozsądkową intuicją: czas w szybko poruszającej się rakiecie płynie wolniej, przedmioty w niej ulegają skróceniu, a obserwacja jednego obiektu może natychmiast wpłynąć na stan innego, znajdującego się choćby wiele miliardów lat świetlnych od pierwszego. Dwa pierwsze efekty znane są od stu lat, mówiła o nich szczególna teoria względności, a trzeci związany jest z tzw. nielokalnością świata przyrody i jego realność wykazano ćwierć wieku temu (w eksperymencie Aspecta).

Biblijny chrześcijanin nie wątpi w przekaz Biblii, tylko poszukuje zadowalającego rozwiązania, jeśli pojawi się jakiś problem z jej rozumieniem.
Jest jeszcze jeden powód, by nie porzucać dosłownego rozumienia biblijnego opisu niedawnego stworzenia. Okazuje się mianowicie, że zwolennicy wielomiliardowego wieku Wszechświata też mają analogiczny problem. Nawet bardzo oddalone miejsca we Wszechświecie mają praktycznie tę samą temperaturę, chociaż Wszechświat jest zbyt duży, by energia, nawet podróżująca z prędkością światła, mogła połączyć te miejsca i wyrównać temperaturę. Model Big Bang pozwala na mówienie o miliardach lat, ale mimo to jego zwolennicy potrzebują dodatkowych miliardów lat na wyjaśnienie wspomnianej cechy Wszechświata. I tak jak kreacjoniści młodej Ziemi poszukiwali rozwiązania dla swego problemu, tak i zwolennicy Big Bang proponowali rozmaite, nawet bardzo egzotyczne pomysły - na przykład, że prawa fizyki ulegały zmianom albo że pierwotnie ekspansja była szybsza od prędkości światła (jest to tzw. hipoteza inflacji, najpowszechniej dzisiaj przyjmowana przez kosmologów).

Pierwotnie kreacjoniści wysunęli przypuszczenie (była to tzw. hipoteza Setterfielda), że prędkość światła nie jest stała w czasie, ale zmienia się według pewnego prawa. Zgodnie z tym przypuszczeniem, jeśli będziemy się cofali w czasie, prędkość światła będzie rosła, zbliżając się asymptotycznie do nieskończoności w chwili stworzenia. Hipoteza ta tłumaczyła, dlaczego od samego początku na Ziemi widoczne były wszystkie istniejące ciała niebieskie. Hipoteza ta nie jest całkowicie pozbawiona podstaw, podobną do niej zaproponowali nawet uczeni nie mający z kreacjonizmem nic wspólnego, ale fizycy-kreacjoniści uważają, że prowadzi ona do zbyt wielkich trudności. Zmiana prędkości światła z upływem czasu wywołuje bardzo wiele innych zmian fizycznych. Niektóre z nich byłyby widoczne w świetle odległych gwiazd - a nie są. Trudności tych, jak dotąd, nie pokonano.

Kolejną próbę wyjaśnienia problemu światła odległych gwiazd przedstawił w 1994 roku fizyk-kreacjonista dr Russ Humphreys. Oparł się on na ogólnej teorii względności Einsteina, według której w różnych polach grawitacyjnych czas płynie z różną prędkością (w silnych wolniej). Humphreys pokazał, że Wszechświat mógł być stworzony 6 tysięcy lat temu, ale mierzonych przez zegar ziemski, zaś dla odległych galaktyk czas płynął tak, że światło od nich mogło dotrzeć na Ziemię, choć odległe są one o miliardy lat świetlnych. Jego propozycja spotkała się z ożywioną dyskusją wśród samych kreacjonistów.

Najnowszą próbę kreacjonistycznego wyjaśnienia problemu świecenia odległych gwiazd przedstawił dr John Hartnett, profesor fizyki na Uniwersytecie Zachodniej Australii. W wydanej w 2007 roku książce "Starlight, Time and the New Physics" odwołał się do rozszerzonej postaci teorii względności, jaką zaproponował nieżyjący już izraelski kosmolog Moshe Carmeli (niezwiązany jednak z ruchem kreacjonistycznym). Kosmologia Carmeliego wyjaśnia dane obserwacyjne bez odwoływania się do ciemnej materii lub ciemnej energii (są to postulowane przez teoretyków Big Bang nieznane bliżej formy materii i energii - stąd nazwa "ciemna", przy pomocy których wyjaśnia się pewne obserwacje, jak własności rotacji galaktyk czy stałe przyspieszanie ekspansji Wszechświata).

Hartnett przytacza w książce najnowsze obserwacje, które prowadzą do wniosku, że Wszechświat musi mieć środek, a nasza galaktyka znajduje się blisko tego środka (podobny pogląd głosił też Humphreys). Stosując do tego galaktocentrycznego Wszechświata równania Carmeliego oraz dodając biblijne "stworzenie i rozpięcie nieba" (wg Iz. 42:5), które zwolennicy Big Bang nazywają "inflacją", otrzymał zdumiewające rezultaty - mianowicie grawitacyjne efekty zwolnienia upływu czasu, zgodnie z którymi:

a) Adam był w stanie widzieć światło większości gwiazd, jakie widzimy dzisiaj, kiedy patrzył na niebo szóstego dnia
oraz
b) światło nawet najdalszych kwazarów, oddalonych od Ziemi o miliardy lat świetlnych, dotarłoby do nas w ciągu sześciu tysięcy lat, jakie upłynęły od stworzenia.

Nie jest to wynik chciejstwa czy matematyki zaprojektowanej specjalnie dla konkretnego rezultatu. Mamy do czynienia z kolejnymi krokami naukowego rozumowania:

a) kosmologia Carmeliego zgodna jest z danymi obserwacyjnymi, dla których w tradycyjnej kosmologii wymyślono (jak się okazuje, niepotrzebnie) tajemnicze czynniki w rodzaju ciemnej energii,
b) obserwacje wskazują także, że żyjemy w galaktocentrycznym Wszechświecie,
c) połączenie poprzednich dwu punktów prowadzi do matematycznego wniosku, że początkowe nagłe "rozpięcie niebios" całkowicie eliminuje tzw. problem widzenia odległych gwiazd w biblijnym modelu stworzenia.

John Hartnett zgadza się, że tylko Biblia, nie nauka, daje absolutną pewność. Modele naukowe są rozwijane, ulepszane albo obalane. Dlatego nie należy uważać rozwiązania Hartnetta za pewne. Może być w przyszłości poprawione, a nawet obalone. Ale jego książka pokazuje przynajmniej, jak bardzo uproszczony jest pogląd, że biblijne ujęcie stworzenia jest beznadziejnie skonfliktowane z nauką.

(Carl Wieland, "Starlight and time. A further breakthrough",
Creation, December 2007 - February 2008, vol. 30, no. 1, s. 12-14.)
przetłumaczyła: Marta Cuberbiller, czytaj oryginał: Dlaczego widzimy odległe gwiazdy?